niedziela, 27 stycznia 2013

Nowe opowiadanie

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Wracam z mnóstwem pozytywnej energii, weny i zapału do pisania.
Tak więc, chcę Was oficjalnie poinformować o moim nowym opowiadaniu. Proszę o komentarze. Mam nadzieję, że nie zawiodę.

http://the-unique-skills-ameliaxx.blogspot.com/

Pozdrawiam Was serdecznie, Ameliaxx

piątek, 11 stycznia 2013

Epilog


http://www.youtube.com/watch?v=pQqpM5mzYgg

Słońce topiło się w krystalicznej wodzie, a promienie kąpały się w soczystym błękicie nieba. Zboże muskane przez delikatny, chłodny wiatr kłaniało się ognistej kuli roztapiającej powoli wokół siebie kolory pomarańczu i czerwieni. W oddali rozciągały się płachty złocistych pól.
Odwróciłam wzrok, zacisnęłam pięści powstrzymując kolejną falę łez. Zatrzęsłam się lekko obejmując rękoma.
- Poczekam na ciebie w samochodzie - brunet uśmiechnął się delikatnie, podając mi zmiętoszoną paczkę chusteczek.
Pokiwałam głową.
Prowadziłam wzrokiem po literach wyrytych w szarym nagrobku. Mijała trzecia rocznica jego śmierci. Przy szarym kamieniu postawiłam mały, czerwony znicz i położyłam kilka luźno związanych róż.
Odszedł siódmego stycznia.
Chłopak po pobiciu, dostał krwotoku wewnętrznego i kiedy trafił do szpitala, było już za późno. Po jego śmierci, odbyła się rozprawa w sądzie, podczas której byłam świadkiem oskarżenia. Peter dostał dożywotni wyrok, a Harry wyjechał do Alabamy. Wiele razy do mnie pisał, ale nigdy nie miałam odwagi żeby odpowiedzieć.
- Tęsknię za tobą - zatrzymałam opuszki palców na chropowatej płycie.
Na trawę łagodnie opadło kilka moich łez. Wytarłam mokre policzki.
Zeszłam na dół oglądając ludzi klęczących przy grobach ich bliskich. Nie było ich wielu mimo, że cmentarz był naprawdę ogromny. Dookoła panował melancholijny nastrój.
Zamknęłam cicho furtkę.
Weszłam do auta.
- Kto dzwonił? - zapytałam widząc, jak chłopak chowa telefon do kieszeni kurtki.
- Courtney pytała, czy możemy przyjść zaopiekować się Lily, bo chciała wieczorem wyjść z Shanem do kina.
- I co?
- Powiedziałem, że jeśli kupi nam dużą paczkę popcornu i zostawi jakiś film, to stoi - zaśmiał się, po czym włączył radio.
Spojrzałam się w stronę cmentarza.
- Byłby szczęśliwy wiedząc, że ułożyłaś sobie życie - złapał moją dłoń głaszcząc jej delikatną skórę.
- Wiem - uśmiechnęłam się całując bruneta w policzek.
Kiedy skończyłam szkołę, dostałam wiele propozycji uczelni. Wybrałam uniwersytet sztuk pięknych imienia Georga Washingtona w Essex. Tam spotkałam Liama. Był na trzecim roku i bynajmniej nie miał mi za złe, że nie poszliśmy na umówioną wcześniej kawę - co z resztą szybko nadrobiliśmy.
Wszystko powoli zaczęło wracać do normy.
Poprosiłam mamę, żeby wróciła do domu. Poznała pastora Evana, z którym jest od ponad dwóch lat. Dopóki mieszkam w akademiku, mają cały dom dla siebie. Courtney urodziła zdrową dziewczynkę - Lily, która stała się oczkiem w głowach Courtney i jej rodziców. Z początku byli na nią źli, ale kiedy tylko Coutny poruszyła temat adopcji, stwierdzili, że będą pomagali jej w wychowywaniu córki. Liam poznał ją z Shanem, z którym umawia się od niedawna. Mówi, że się w nim zakochała.
Po śmierci Caspra czułam pustkę, samotność. Czas zacierał wspomnienia, ale uczucia pozostawały takie same. Tak naprawdę nigdy nie przestanę kochać. Prawdziwa miłość może schować się gdziekolwiek, w najmniejszym zakamarku, ale nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć. Wie, jak przeżyć.
Jestem w związku z Liamem od siedmiu miesięcy. Zrozumiałam, że nie mamy zbyt wiele czasu by być szczęśliwymi. Trzeba żyć, kochać i korzystać z chwili. Dni przemijają szybko, a życie jest krótkie i to od nas zależy, jak je przeżyjemy.
Może gdyby nie śmierć Caspra, nie zrozumiałabym tego? Może gdyby Harry mnie nie zostawił, wszystko wyglądałoby teraz inaczej?
Tych wydarzeń nie przypisuję przypadkowi.
Nie wierzę w przypadki.
_________________________________________________________
Wiecie, aż łezka mi się w oku zakręciła myśląc o tym, że już czas pożegnać Sydney :) Włożyłam w to opowiadanie wiele serca i nie do końca podoba mi się to, jak je zakańczam, ale wiem, że nie potrafiłabym ciągnąć go ani rozdziału dłużej. Przez dużo przykrych spraw osobistych nie mam już nawet siły, żeby dalej pisać. Potrzebuję chwili odpoczynku. Muszę zaczerpnąć powietrza.
Dziewczyny!
Chcę Wam serdecznie (może po raz tysięczny - to nieważne) podziękować, za to że przy mnie cały czas byłyście. Wspierałyście, motywowałyście. Wiecie, to niezwykle dla mnie cenne, ważne i pomocne. KOCHAM WAS I DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE POZWALACIE MI REALIZOWAĆ SIĘ W PISANIU!
Nie żegnam się z Wami, ponieważ mam już napisane pierwsze rozdziały kolejnego opowiadania, które pojawi się za kilka dni. Poinformuję Was na tym blogu o wszystkim <33.
gg: 33348455

Dziękuję, że przy mnie byłyście, kocham Was Ameliaxoxo
Jesteście niezastąpione!!!

piątek, 4 stycznia 2013

20. Twój egoizm nas zniszczył.


http://www.youtube.com/watch?v=USnNqt-QfWo

- Jak się czujesz? - zapytał Casper delikatnie muskając palcami moje ramię.
- Zupełnie tak samo jak wczoraj, przedwczoraj i przez ostatnie miesiące. Jestem szczęśliwa, a jednocześnie pełna obaw - wysiliłam się na łagodny uśmiech.
Chłopak podszedł do dużego okna, przez które wpadało księżycowe światło. Chowając ręce w kieszeni, obserwował pełnię.
Usiadłam na łóżku podkurczając kolana pod brodę.
- Myślisz, że wróci? - zapytałam oczekując jego reakcji.
Krążył po pokoju ze szklanką whisky w dłoni. Mocno zaciskał palce na szkle wdychając woń alkoholu.
- Wróci - odparł bez zawahania marszcząc gęste brwi.
- Skąd ta pewność?
- Kocha ciebie - spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem tak, że moje ciało obeszła fala ciepłych dreszczy. - Kiedy mocno kochasz, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał, nie potrafisz odejść...
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła - szepnęłam, po czym przykryłam oczy zasłoną rzęs.
- Wiesz, że wkrótce będziesz musiała zdecydować się na któregoś z nas?
Pokiwałam głową starając się zignorować chłód bijący od jego głosu.
- Pójdę się położyć - powiedział, po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Spod białego materiału zaczęła wydostawać się wyrzeźbiona sylwetka.
- Możesz spać w mojej sypialni - szepnęłam.
- Nie mogę - mruknął. - Chociaż nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał... - przygryzł wargę.
Podeszłam do niego. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam zatroskanym głosem.
- Zabiję Petera, a ty odzyskasz Harrego - powiedział zadzierając głowę do góry.
Jego twarz oświetlał klin światła księżycowego.
- Wiesz, że nie możesz tego zrobić, pójdziesz to więzienia.
Wzruszył ramionami.
- Nic nie rozumiesz... - szepnął zaciskając dłonie w pięści. Knykcie jego dłoni zbielały. - Sydney, świadomość, że nie mogę być z tobą, że on żyje... To mnie wykańcza. Teraz jestem w piekle, rozumiesz? I nic gorszego już nie może mi się przytrafić - wypowiedział na jednym wydechu.
- Czyli chcesz mnie zostawić? Chcesz stchórzyć?! Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi ciebie zabrał!
Ujął swoimi dłońmi moją twarz.
- Nigdy cię nie zostawię. Tak po prostu będzie lepiej. Dla ciebie.
- Nie chcę, żeby było lepiej. Nie będzie lepiej. Już nigdy nie będzie lepiej. Pomogę ci, możemy stąd uciec - mówiłam poddając się panice.
- Przestań, słyszysz!? - złapał moje szczupłe nadgarstki, po czym popchnął mnie na ścianę zaciskając dłonie mocniej. - Czas to zakończyć.
- Musisz stąd wyjechać. Proszę, posłuchaj mnie chociaż raz...
Puścił mnie gwałtownie.
Przeklął siarczyście, po czym kolejny raz złapał za szyjkę butelki przytykając gwint do warg.
Zrzucił z ramion koszulę i podszedł do mnie.
- Problem w tym, że ja nic nie muszę - powiedział, a jego usta wykrzywiły się w sarkastycznym uśmiechu.
Wziął kilka głębokich oddechów.
Spoważniał.
- Mogę ci tylko obiecać, że wszystko będzie dobrze. Cokolwiek zrobię, wiedz, że jesteś bezpieczna i nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził. Rozumiesz?
- Nie mogę ciebie stracić - wyszeptałam żarliwie.
- Cii, Sydney... Nie pozwól, żeby to rozstanie było dla mnie jeszcze bardziej bolesne - pocałował moje czoło.
Przyciągnął mnie do siebie pozwalając na swobodny płacz. Desperacko patrzyłam w jego zmartwione oczy.

***

Biegłem co tchu w piersiach zostawiając za sobą kolejne domy.
Kiedy byłem na miejscu, zwolniłem.
Słyszałem teraz tylko swój szalejący, szybki oddech i odgłos kamieni zgniatanych pod podeszwami.
Podszedłem na tyły starego pustostanu, gdzie zostałem postrzelony. Na samą myśl o przeraźliwym świście kuli przecinającej powietrze złapałem się w miejsce, gdzie zostałem postrzelony. Rozglądałem się uważnie starając się dostrzec cokolwiek we wszechobecnym mroku.
- Nie sądziłem, że jesteś tak wielkim głupcem, żeby przychodzić tutaj bez grupy wsparcia - usłyszałem jego chrapliwy, kpiący głos.
Dopiero po chwili się pokazał, a na jego twarz wtargnął szyderczy uśmiech. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Taka była umowa. Miałem przyjść sam. A ty, dlaczego jesteś taki pewny siebie? W każdej chwili mogę cię zabić. Wiesz dobrze, że jestem uzbrojony - zagroziłem.
- Teraz tego nie zrobisz, a przynajmniej nie będziesz próbował. Wiem, że przyszedłeś, by poznać odpowiedzi.
Moje serce zadrżało płonąc nienawiścią. Czułem, jak każdą komórkę mojego ciała przesyca czysty gniew.
Splunąłem.
- Pytaj, bo się rozmyślę! - wrzasnął.
- Masz ze sobą broń?
- Nie, nie mam. Nie będzie mi potrzebna - odpowiedział uśmiechając się kpiąco. - Teraz moja kolej - odchrząknął. - Czy z Sydney wszystko w porządku?
- Sydney miała się dobrze, dopóki nie wtargnąłeś do naszego życia. Jak się czujesz ze świadomością, że zrujnowałeś jej życie?
- To kolejne pytanie? - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Skąd na broni znalazły się odciski palców Sydney?
- Harry mi pomógł. Biedaczek, zupełnie nieświadomie, tak bezczelnie wkopał swoją dziewczynę w morderstwo. Gdzie się podziały zaloty, prawdziwa miłość. Dwudziesty pierwszy wiek, ah... Lata osiemdziesiąte były o niebo lepsze - zadrwił.
- Co Harry dla ciebie zrobił?
- Nie tak szybko, teraz moja kolej - pokiwał palcem wskazującym przed moim nosem. - Jaka ona jest? - dodał poważniejszym tembrem głosu.
- Jest piękna, dobra, sprawiedliwa, współczująca, odważna, kochająca i mądra - wymieniałem powoli. - Jest zupełnym przeciwieństwem ciebie - wysyczałem. - A teraz odpowiedz na moje pytanie. Skąd na broni znalazły się jej odciski palców? - mówiłem wolno akcentując każdy wyraz.
- Sydney nie widziała narzędzia rzekomej zbrodni? Pistolet należał do jej matki. Harry mi go dostarczył, ale nie sądziłem, że ona miała z nim wcześniej jakąkolwiek styczność.
- Rzekomej?
- Nawet gdybym cię zabił... Takie ścierwo jak ty, już dawno nie powinno oddychać.
- Czyli chciałeś wrobić w to wszystko matkę Sydney? - warknąłem.
- Lisa od zawsze lubiła mocne wrażenia. Może dlatego była taka obłędna w łóżku? Wiedziałem, że ma pistolet. Kilkanaście lat temu było z niej niezłe ziółko. Dlaczego posłużyłem się akurat nim? Nie wiem, dla zabawy - mrugnął w moją stroną jednym okiem.
Podszedłem do niego i wymierzyłem solidny cios w szczękę, ale ten w ostatniej chwili złapał mocno mój nadgarstek wyginając go z całej siły.
Upadłem na ziemię.
Jęknąłem z bólu.
Następnie celnie kierował ciosy w brzuch i klatkę piersiową. Szarpał i okaleczał moje ciało. Po chwili nie czułem już nic, oprócz niewyobrażalnego bólu. Z moich ust wypłynął gęsty strumień krwi o metalicznym posmaku.
- Nic się w tobie nie zmieniło. Powinieneś żałować, że cię wtedy nie zabiłem - wypowiedział kopiąc moje ciało. Złapał za większy kamień leżący na ziemi i wymierzył mi nim kilka ciosów.
Ostatnie co usłyszałem, to głuche krzyki policji.
"W samą porę" - pomyślałem, po czym zrobiło się ciemno.

***

Była szósta rano.
Wstałam wcześnie mimo, że nie planowałam pójść do szkoły.
Chodziłam na palcach nie chcąc obudzić Caspra, który powinien jeszcze spać w sypialni mojej mamy. Dziwne uczucie, kiedy ktoś pomiędzy chłopakiem, a przyjacielem śpi w łóżku osoby, która gdyby tutaj wciąż mieszkała, bez wahania by się z nim przespała.
Dlaczego pomiędzy?
Może dlatego, że wciąż nie rozumiałam relacji pomiędzy nami...
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi, co wyprowadziło mnie z równowagi. Głośno fuknęłam, po czym przypadkowo strąciłam z blatu niewielką patelnie, na której planowałam usmażyć jajka.
Uchyliłam delikatnie drzwi.
Skrzypienie spowodowało, że chłopak natychmiastowo przeniósł na mnie wzrok.
Wstrzymałam oddech.
- Sydney - zaczął Harry, a w jego głosie nie dało się nie wyczuć napięcia.
Otworzyłam drzwi na oścież.
Przywitałam bruneta siarczystym uderzeniem w policzek.
- Nie powinno cię tutaj być - oświadczyłam bez namysłu.
- Proszę, porozmawiajmy.
- Jak mogłeś?! - wrzasnęłam.
Raptownie złapał moje ramiona okryte cienkim, bawełnianym swetrem w kolorze niebieskim.
Jego oczy zabłysnęły groźnie.
- Daj mi wejść. Musimy porozmawiać - powiedział wyraźnie akcentując ostatnie słowa.
Puściłam klamkę. Weszłam do salonu słysząc, jak podeszwy jego butów śledzą moje kroki stukając o panele.
- A więc, o czym chcesz rozmawiać? - wypowiedziałam z trudem, starając się uwolnić głos tkwiący w krtani.
- Przysięgam, że nie wiedziałem co planuje. Nie chciałem tego. Bałem się, że cię skrzywdzi - mówił spokojnie, rozważnie dobierał słowa.
- Chyba naprawdę zależy ci na tym, żebym cię znienawidziła...
- Musiałem mu pomóc, rozumiesz?! - krzyknął, po czym złapał moje ramiona szarpiąc je.
- Przestań! Harry! To boli! - wyswobodziłam się z jego uścisku.
Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem. Odsunął się. Usiadł na sofę chowając twarz w popękane dłonie. Jego oczy były przygaszone, wzrok nieobecny.
Usiadłam obok niego.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam ostrożnie.
- Obiecał mi, że zlikwiduje Caspra - odpowiedział nie kierując w moją stronę nawet przelotnego spojrzenia. - Nie miał go próbować zabić. Chciałem tylko, żeby nie wchodził nam w drogę. Żebyśmy mogli być razem. Chciałem nam pomóc, Sydney...
- Nam? Jakim nam? Nie ma już nas - powiedziałam dławiąc się goryczą.
- Wiem, co do niego czujesz. Wiem, że nie możesz się mu oprzeć - wyszeptał. - Ale kochasz tylko mnie i nie zrezygnuję z ciebie.
- Skończ już, błagam...
- Nie jestem z tego dumny, Sydney i nigdy nie będę, ale pamiętaj, że wszystko co robiłem, robiłem dla ciebie. Nieważne ile głupot popełniłem, chciałem tylko twojego szczęścia - przesunął palcami po moich kościach policzkowych.
- Nie - uśmiechnęłam się hamując łzy. - To jest w tym wszystkim najzabawniejsze. Byłeś tak samolubny, że mogłeś nawet doprowadzić do śmierci drugiego człowieka. A wszystko po to, żeby zgarnąć mnie dla siebie. Twój egoizm nas zniszczył. Bezpowrotnie. Powinieneś odejść.
Brunet uderzył z całej siły o szafkę stojącą przy kanapie, a na jego twarzy pojawił się wściekły grymas.
- Nie poddam się - wypowiedział przez zaciśnięte gardło, a po jego poliku swobodnie spłynęła krystalicznie czysta łza.
- Już nigdy nie będę potrafiła ci zaufać - wyszeptałam.
Brunet złapał moją dłoń. Splątał nasze palce, jednak wyrwałam się z jego natarczywego uścisku.
- Nigdy nie przestanę walczyć, obiecuję.
Podszedł do mnie. Poczułam jego oddech na skórze szyi. Drażnił moje komórki ciała. Jakby powietrze z jego ust przecinało moje ciało ostrzami.
Odsunęłam się od niego.
Chłopak ostatni raz na mnie spojrzał. Swoimi niegdyś bezgranicznie pięknymi, zielonymi oczami - teraz smutnymi, łaknącymi zemsty.
Wyszedł z mojego domu trzaskając głośno drzwiami.
Odetchnęłam głęboko kładąc dłoń na szalejącej klatce piersiowej. Przycisnęłam palce do kości obojczykowych, po czym bezwładnie opadłam na kanapę.

Było po godzinie dziewiątej.
Weszłam cicho na pierwsze piętro, by obudzić Caspra na śniadanie.
Otworzyłam drzwi pokoju.
Łóżko było idealnie pościelone, ale nie było w nim chłopaka. Rozejrzałam się po domu.
Nie było go.
Złapałam za komórkę i wybrałam jego numer.
- Halo?! Casper, jak dobrze...
- Wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny...

__________________________________________________________________
20 rozdział :) Ale to szybko minęło...
Sieczka kompletna, wiem.
Ale jestem zajęta nowym opowiadaniem, które ukaże się już wkrótce zaraz po zakończeniu TIABM. Obmyślam jeszcze szczegóły fabuły i kolejne rozdziały.
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać, a ja daję Wam taką kiszkę...
Ale co.
Postaram się bardziej! Wiem, że nic lepszego nie dałabym rady napisać, bo jestem kompletnie wkręcona w nowe opowiadanie.
I tak w ogóle, dziękuję za 60 KOMENTARZY! SZCZYT MARZEŃ, DZIĘKUJĘ <333 Co tam spam! I tak wszystkie komentarze były piękne. Słowa wsparcia, pochwały, motywacja... Wiecie, pisanie ma dzięki temu jeszcze jakiś sens. Po raz kolejny Wam za wszystko dziękuję i powtarzam: KOCHAM WAS!
gg: 33348455
Buuuziaki, Ameliaxoxo

ps. Wszystkie pytania w komentarzach - odpowiem :).