niedziela, 7 października 2012

3. Cholera, co za typ.


http://www.youtube.com/watch?v=mtM_cc4SPJI&feature=related

Ospałym krokiem starałam się przedrzeć przez gwarne ulice. Ludzie o tej godzinie szaleli. W piątki wieczór każdy prędko podążał do domu lub baru, żeby opić rozpoczęcie weekendu.
Mi oficjalnie było wszystko jedno.
To było całkiem zabawne.
Nie, właściwie wcale nie było.
Podczas gdy Courtney świetnie bawiła się na kręglach z Calebem, ja starałam się skoncentrować na zapamiętaniu adresu z małej karteczki, którą dostałam przed rozszerzoną matematyką. Jak na złość, nie wyjęłam jej z podręcznika.
Było cholernie zimno. Palce u rąk mi zdrętwiały, a tych u stóp nie czułam już dobry kwadrans.
Rozdygotana weszłam na klatkę jednej z kamienic po tej biedniejszej stronie miasta. Było tam trochę cieplej.
Zapukałam do drzwi.
Otworzył mi przystojny chłopak o miodowym spojrzeniu i bursztynowych, aksamitnych włosach. Miał na sobie białą podkoszulkę i starte dżinsy. Był szczupły i wysoki. Nienapakowany, idealnie wyrzeźbiony.
Zmierzył mnie wzrokiem.
- Jestem Sydney Shelley - przedstawiłam się.
- Wejdź - zmarszczył brwi.
- Dostałeś telefon ze szkoły?
- Tak - odparł krótko. Ściągnęłam z ramienia plecak, do którego zapakowałam wszystkie potrzebne teczki i książki.
- Trzymaj - podałam mu podręczniki.
- Aż tyle? - zapytał obojętnie. Nie przekładał na słowa żadnych emocji.
- To są pomoce naukowe ode mnie. Zbiory zadań i ćwiczenia. Mogę ci je pożyczyć na jakiś czas. Tu masz zapisany plan lekcji, a tu...
- Czekaj, zwolnij - powiedział. Oblałam się rumieńcem. - Chcesz się czegoś napić?
- Masz kawę?
- Chcesz sypaną czy rozpuszczalną?
- Rozpuszczalną - uśmiechnęłam się.
Jego twarz była cały czas kamienna. Bez ruchu. Kompletnie. Żadnego.
- Czemu tu właściwie przyszłaś?
- Przecież miałam ci podać rozkład zajęć, robić za przewodniczkę.
- Ale czemu przyszłaś w piątek wieczorem? Myślałem, że takie dziewczyny jak ty inaczej spędzają czas w piątkowe wieczory.
- Dziewczyny jak ja?
- Tak. Dziewczyny jak ty.
- Czyli jakie?
- Czyli dokładnie takie, jak ty.
"Cholera, co za typ" - pomyślałam.
- Zwykle nie spędzam czasu z przyjaciółmi. Lubię siedzieć w domu.
Ta, gdybym ja chociaż jakiś przyjaciół miała.
- W takim razie mów dalej - westchnął. Zupełnie tak, jakby robił mi łaskę.
- Pan Ward mówił, że w poprzedniej szkole miałeś nienajlepsze wyniki w nauce, więc przyznali ci korepetytora. Godziny są jeszcze do ustalenia, ale tu masz do niego numer. Możesz zadzwonić, w razie potrzeby.
- Nie ma potrzeby.
- Może chociaż spróbuj?
Wziął ode mnie pomarszczoną kartkę. Podczas lunchu wylałam na nią resztki herbaty. Później musiałam poprawiać wszystkie cyfry markerem, bo się rozmazały. Była pomięta, ale dało się coś z niej rozczytać.
Zaśmiał się, drwiąco, cicho, pod nosem. Pierwszy raz. To wystarczyło, żeby obalić hipotezę o tym, że jest z kamienia.
- Dzięki, Shelley - wymruczał.
- Nie ma sprawy - poczułam się na tyle pewnie, żeby rozejrzeć się po jego mieszkaniu. Na ścianach porozwieszane były plakaty. O biurko były oparte dwie gitary, a za beżową sofą stała prowizoryczna ławeczka ze sztangą. Obok niej wyposażony stojak na hantle i gryfy.
- Ćwiczysz?
- Trochę...
Ponownie spojrzałam na jego koszulkę okalającą umięśnione ciało. Był muskularny. Szkoda, że nie mógł ściągnąć z siebie tej szmatki. Wielka szkoda.
Czajnik zaczął gwizdać. Zalał wrzątkiem granulki kawy.
- Trzymaj. Jest jeszcze gorące - kiedy podawał mi kubek, po jego wewnętrznej stronie przedramienia zauważyłam bliznę.
- Musiało boleć.
- To nic takiego, zwykłe zadrapanie.
Zwykłe zadrapanie? Rana się powoli goiła, ale nadal wyglądała poważnie. Przerażająco seksownie, ale poważnie.
Mało mówił. Zerkał na mnie. Jego spojrzenie było na prawdę elektryzujące.
- Skąd przyjechałeś? - cholera, sama nienawidziłam pytań, a teraz głupio je zadawałam. Chyba chciałam jakoś przełamać tę krępującą ciszę.
- Jestem z Delaware. Mieszkam tu od niedawna razem z bratem - otworzył puszkę piwa. - Nie przeszkadza ci to? - wskazał głową na napój.
- Nie - w prawdzie sama z chęcią bym się napiła, ale wolałam siedzieć cicho. Zastrzyk kofeiny po ciężkim dniu, też był w porządku.
- Dlaczego ty?
- Słucham?
Coraz bardziej wkurzały mnie jego nieprecyzyjne pytania. I skąd ja miałam wiedzieć o co mu do cholery chodziło.
- Dlaczego ty masz mi pomagać, a nie ktoś inny? Chyba dobrze ci idzie w szkole, co?
- Chyba tak - uśmiechnęłam się do siebie. Z egzaminów miałam same piątki, ale tego mu przecież nie mogłam powiedzieć. Już wystarczająco dużo osób miało mnie za tą, od której się jedynie spisuje lekcje.
Nie żeby mnie to obchodziło... No dobra, może odrobinę obchodziło.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. To już drugi raz, od kiedy przyszłam do... Kurna, jak on miał właściwie na imię? Zignorowałam telefon.
- Jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy, to zawsze możesz zadzwonić. W jednej z broszur masz numer mojego telefonu - zaczęłam zbierać się do wyjścia.
Chciałam oddzwonić, a głupio było mi robić to przy nim.
- Dzięki. Nie dopijesz? - odprowadził mnie do wyjścia. Stanął w framudze drzwi.
Faktycznie, prawie nie ruszyłam kawy.
- Nie mam już ochoty, przepraszam i nie ma za co... yy - wyjąkałam znacząco. Chciałam delikatnie poprosić, żeby wyjawił mi swoje imię.
- Casper.
- Do zobaczenia, Casper - pomachałam mu ręką.
Kiedy tylko chłopak zniknął z pola widzenia, złapałam łapczywie za komórkę. Numer nieznany.
Jeden sygnał... nic.
Drugi sygnał...
***

Zobaczyłem na wyświetlaczu jej imię. Odebrałem. Myślałem, że już nigdy się nie doczekam.
- Halo?... Tak Sydney, to ja... Później ci powiem... Masz ochotę przejść się do kina?... W takim razie będę za pół godziny pod twoim domem... Podjadę samochodem... No, cześć, do zobaczenia... - rozłączyłem się.
Nie miałem chęci nigdzie wychodzić, ale dostałem takie polecenie.
Od dłuższego czasu czuję się jak czyjś pies. Działam na rozkazy i to na rozkazy bezczelnego drania.
Musiałem oswoić się z myślą, że teraz będzie tak non stop i z udawaną satysfakcją wstać z wygodnej kanapy.
Ściągnąłem z wieszaka jesienną kurtkę.
- Wychodzisz? - usłyszałem piskliwy głos Heather z przedpokoju. Przed momentem wyszła z łazienki, a już zdążyła się do czegoś przyczepić.
- Tak, kochanie. Muszę wracać do domu i pomóc mamie.
- W czym?
- Nie wiem, nie powiedziała mi - Chryste, kłamać to ja nie potrafię.
- Przytulisz mnie chociaż? - rozwarła ramiona.
- Chodź do mnie - wtuliła się.
- Do zobaczenia - cmoknąłem ją w policzek, a zaraz później starłem z ust to brązowe świństwo, którym się wysmarowała. Wspominała coś o tym. To chyba był fluid czy bronzer. Tak, jestem pewny, że to któraś z tych rzeczy.
Podjechałem moim starym rzęchem pod dom Sydney. Była przeciwieństwem Heather. Naturalna, niezaborcza, nieśmiała i prostolinijna.
Ale cóż... Musiałem być z Heather. Przecież nie mogę panować nad swoim życiem, nie mogę decydować. Niech inni mnie kontrolują, a ja będę udawał, że jest OK.
Sydney już na mnie czekała. Było w pół do dwudziestej pierwszej. Miała na sobie kusą bluzkę, szal i cienki sweter. Zastanawiałem się, czy nie było jej zimno. Październikowa jesień dawała nieźle popalić.
Otworzyłem okno i pomachałem dając znak, żeby wsiadła. W środku chuchnęła na dłonie, potarła nimi o siebie, a następnie skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Może wróć i ubierz się cieplej?
- W kinie raczej nie zamarznę.
- Ale przeziębić się możesz.
- Ruszaj - zaśmiała się. - Miałeś mi chyba coś wyjaśnić - spoważniała.
Nie wiem czemu nie potrafiła mi zaufać. Chyba cały czas musiałem wydawać się jej podejrzany. Właściwie, nic dziwnego.
Przecież jestem kłamcą. Perfidnym kłamcą.
- Mam twój numer od Courtney. Poznałem ją na tamtej imprezie. Zadzwoniłem do niej dzisiaj, bo widziałem, że wtedy się nieźle dogadywałyście.
- Nie mówiłeś mi, że też byłeś w tym klubie.
- Czy to było ważne?
- Nie, właściwie... chyba nie.
- Przepraszam, że wtedy tak się ciebie o wszystko wypytywałem.
- Nie, to ja przepraszam za moją reakcję. Uznajmy, że jesteśmy kwita, okej?
- Jasne, spoko - stanąłem na czerwonym świetle. Skorzystałem z okazji, żeby móc się na nią spojrzeć. - Na prawdę, zależy mi na tym, żeby po między nami było dobrze.
- Przecież jest dobrze. To nie jest randka, tylko przyjacielskie spotkanie.
Ruszyłem.
- Jest - przygryzł swoją roześmianą dolną wargę.
- Nie jest.
- Jest.
- Nie jest.
- Jest.
Zaparkowałem. Wyszliśmy z samochodu gadając w kółko to samo. Też była tym rozbawiona. Słyszałem to w jej głosie. Podszedłem do niej.
- Założymy się, że jest?
- Zakład stoi.
Przywarłem ją do auta. Jej kości biodrowe pocierały moje uda. Czułem na szorstkiej skórze każdy jej oddech. Serce zaczęło walić jak młotem. Chłonąłem jej myśli. Starała się uspokoić swój nerwowy oddech.
Wiedziała, co chcę zrobić.
Wiedziała, jak chcę ją do siebie przekonać.
Złapałem jej podbródek, przyciągnąłem do siebie. Tak bardzo podobały mi się jej błyszczące oczy.
Pragnąłem dotknąć jej wilgotnych warg. Delikatny podmuch wiatru rozwiał jej długie włosy. Odsłonił płatki jej uszu.
Był tak magiczny. Zupełnie, jakby grał cichą melodię.
Musnąłem jej usta.
Raz.
Drugi.
Czułem jej drżące ciało.
Omiotła mnie przestraszonym spojrzeniem.
Teraz widziałem, jak bardzo jest bojaźliwa, cnotliwa i niewinna. Widziałem, jak bardzo mogę ją zranić każdym nieprzemyślanym ruchem.
- Przepraszam - wyszeptałem.
Pożądanie wzięło nade mną górę. Czułem się jak marionetka w jego szponach.
Z jej oka pociekła jedna, drobna, pojedyncza łza. Przestała drżeć. Opuściła swoje rzęsy. Założyłem jej włosy za ucho.
Przytuliłem ją do siebie.
Teraz potrzebowała tylko bliskości. Bliskości, którą tylko ja mogłem jej dać.
____________________________________________________
gg: 33348455
TAAADAM, kiszka wyszła.
Nowy rozdział napiszę, jeśli pojawią się komentarze. Szkoda, że wyświetleń jest wiele, a komentarzy tak mało :(. Po prostu bardzo zależy mi na Waszej opinii. Piszę dla Was, Was i tylko Was. Dzielę się moją miłością do pisania i nie proszę o nic więcej, jak o komentarze i polecanie. Ale jeśli to za dużo, to trudno. Zobaczymy jak potoczą się dalsze losy bloga. Wiem, że to nie MTT i może jest słabe...
Powinnam popracować nad swoim beznadziejnym podejściem.
W każdym razie, za dostarczoną inspirację dziękuję, kochane. Dodajecie mi skrzydeł i dzięki Wam mogę rozwijać swoją pasję, DZIĘKUJĘ!
Pozdrawiam, ameliaxoxo

20 komentarzy:

  1. Leć, leć :) Rozdział świetny ;) Podoba mi się wszystko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, super rozdział masz talent, pisz dalej Dziewczyno <3

      Usuń
  2. Amelio to przestan miec te beznadziejne podejscie bo MTT to bylo MTT ale TIABM tez jest coraz cudowniejsze. Piekne w nim jest to ze jest takie tajemnicze i nie wiadomo co sie zdarzy. A piosenki ktore dodajesz do rozdzialow, nadaja takich emocji. W tym rozdziale My Love nadalo mi troche takiego poczucia strachu co za chwile zdarzy sie po poprzednim rozdziale. Jestem strasznie zaskoczona tym jak rozgrywa sie tu akcja, wszystko opisane jest tak magicznie. Ta chwile bliskosci Sydney i Harrego w tym rozdziale byla wlasnie tak pieknie magiczna. Szkoda ze on jest jakims dziwny draniem ale mozemy sie domyslic ze wcale taki nie jest, lecz nie ma wyjscia. Czekam z wielka niecierpliwoscia na kolejny rozdzial.

    LUDZIE KOMENTUJCIE TO BO JA CHCE JUZ NASTEPNY ! ♥

    pisz Amelio pisz, dla mnie i tych ktorzy komentuja mimo ze jest ich niewielu, pisz jak najszybciej kochana moja ty !

    wierna @LoveIrishNiallx

    te opowiadanie zaczyna byc w moim sercu rownie wysoko jak More Than This. Szczerze pewnie nigdy nie bedzie wyzej bo MTT jednak bylo pierwsze ale wiedz ze kocham to jak piszesz, kocham to co piszesz i zawsze bd stawiala Ciebie i twoje opowiadania bardzo wysoko !

    odpiszesz mam nadzieje ♥ ♥ ♥ xoxox

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówiłam ci to już wiele razy, ale powiem jeszcze raz...masz wielki talent i piszesz z uczuciem dla tego to opowiadanie jest piękne. Więc pisz dalej bo z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne, mogłabym czytać to całymi godzinami ;3 Jesteś cudowna !

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow!! Uwielbiam twojego bloga, jesteś cudowna piszesz genialnie. Bardzo podoba mi się jak opisać na końcu rozdziału pocałunek <3 Cudowne!!! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3 Pisz dalej , proszę <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie♥ Na serio super :) Pisz dalej bo nie mogę się doczekać ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog z każdym rozdziałem coraz fajniejszy <3 chociaż nie ogarniam jeszcze harrego:D

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowne ! :) niesamowicie wciąga, nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super. Pisz dalej ;) Jesteś bardzo uzdolnioną dziewczyną ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. hahah słabe? Next joke please!
    Świetny jest:*
    czekam na next'a oby szybno ;)xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Końcówka cudowna. Wręcz można się w niej zatracić... a może właśnie to zrobiłam. Wspaniale wszystko opisałaś. Czasami mniej słów znaczy lepiej :) Wręcz czułam się jak podglądacz, który gapi się na nich śliniąc się na ten widok... Cudo.

    Rozdział ciekawy. Wspaniale piszesz, ale o tym już ci chyba pisałam. Pozdrawiam i życzę dużo natchnienia w dalszym tworzeniu

    @KateStylees

    ( http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/ )

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny styl pisania. Bardzooo ciekawa i zaskakująca fabuła. Jak to czytam to mam ciarki na plecach z wrażenia :)Uwielbiam Twoja opowiadania :)
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. wow.. tylko tyle moge napisac. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękny , naprawdę piękny rozdział ! Czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku, jak ja ci zazdroszcze tkiego talentu. jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej. Nw. Nie potrafie nic wiecej napiaac. Poprostu wspaniale i tyle. Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG... nasuwa mi się tylko jedno słowo: genialne! mówiłam ci już, że uwielbiam twój styl pisania? jeśli nie to mówię to teraz :) czekam na następny <3

    A xx

    OdpowiedzUsuń
  17. <3 Jest super! <3 Jak zawsze... ;) Czekam nn. :D xD

    OdpowiedzUsuń
  18. ooo jaaaa ♥ kocham twoje opowiadania :) czekam na next'a xxx

    OdpowiedzUsuń