http://www.youtube.com/watch?v=zMBTvuUlm98
- Mogę się dowiedzieć, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam Harrego.
Zaśmiał się.
Dźwięk jego śmiechu był piękny.
Poprawił chustkę, którą wcześniej zakrył moje oczy. Zawiązał ją na jeszcze mocniejszy supeł.
- Poczekaj, jesteśmy już naprawdę niedaleko.
Położył swoje duże, miękkie dłonie na moich biodrach. Mocno przycisnął swoje popękane wargi do mojego zaczerwienionego policzka.
- Już, możesz ściągnąć - wypowiedział półszeptem odgarniając ciemne pasemko z mojego zmarszczonego czoła.
Z nieukrywaną fascynacją zrzuciłam szmatkę z oczu.
Staliśmy przed dużą stajnią. Już z oddali słychać było parskanie koni, które korzystały z małego wybiegu. Niedaleko znajdowały się padoki ogrodzone solidnie wykonanym płotem. W centrum wyjeżdżonego, piaszczystego koła rosła krótka trawa.
Uśmiechnęłam się szeroko.
Las rozciągający się wokół nas, przecinał czysty, krystaliczny strumień wody. Po soczyście zielonej trawie plątały się kolorowe liście.
Mimo opadów i większości gołych drzew, listopadowa jesień miała w sobie coś magicznego.
Przeszliśmy obok kilkunastu boksów z końmi. Chłopak zaprowadził mnie do siodlarni, a następnie osiodłał dwa konie.
Wysoką, kasztanową klacz i czarnego, dostojnego ogiera z niewielką, białą plamką tuż nad chrapami.
- Teraz musisz tylko...
- Tak, wiem - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Chłopak podał mi strzemię siodła. Odważnie dosiadłam kobyły.
- Mówiłaś, że nigdy nie jeździłaś.
- Kiedy to było...
- Kłamczucha.
Spokojnie przemierzaliśmy przez leśne ścieżki. W oddali pojawiła się rzadka, mleczna mgła.
Czułam na twarzy rześki podmuch powietrza.
- Tęsknię za moją mamą. Od kiedy pamiętam, dużą wagę przywiązywała do swojego wyglądu i poświęcała znaczną część swojego czasu mężczyznom. Pamiętam, że lubiłam patrzeć jak rano, gdy wychodziła do pracy, precyzyjnie pociągała maskarą swoje rzęsy. Jej zawsze nienaganna sylwetka i piękne, miodowe, aksamitne włosy sprawiały, że trzymając ją za rękę, dumnie zadzierałam brodę do góry. Miałam najładniejszą mamę w całej szkole. Była taka pewna siebie, odważna - z resztą, do tej pory jest. Wtedy spędzałyśmy więcej czasu, chociaż dla mnie i tak było go stanowczo za mało. Razem tworzyłyśmy jej portfolio, wychodziłyśmy na miasto, a od czasu do czasu jeździłyśmy nawet konno. Teraz już jej nie obchodzę.
- To nieprawda, kocha cię. Widzę to w jej spojrzeniu.
- Ja nic nie widzę.
- To dlatego, że nie potrafisz patrzeć i nie dostrzegasz tego, co ja widzę.
- W takim razie, co jeszcze widzisz?
- Najpiękniejszą dziewczynę na świecie, którą kocham z każdą chwilą coraz mocniej, chociaż nawet nie wiem jak to możliwe...
- Tak? A gdzie jest? - spojrzałam się za siebie.
Brunet się zaśmiał.
- Chryste, jesteś na prawdę nienormalna.
Omijaliśmy pastwiska, na których rosły brzozowe zagajniki. Słyszałam szelest kruchych liści łamiących się pod kopytami.
Wjechaliśmy na wzgórze. Z zapartym tchem wpatrywałam się w widok przede mną.
Zeszliśmy z koni. Chłopak przywiązał je do drzew.
Zatrzymaliśmy się przy brzegu stromego urwiska. Usiedliśmy obok siebie wpatrując się w płaszczyznę, na której znajdowało się jezioro. Wpadał do niego błękitny strumień.
Promienie słoneczne kąpały się w wodzie. Dochodziła szesnasta, a ognista kula już powoli chowała się za horyzont.
Spojrzałam na Harrego.
- Ja ciebie też - wyszeptałam.
Uśmiechnął się, a iskierki w jego oczach zatańczyły radośnie.
Nie powiedział nic.
Przysunął się bliżej mnie i objął ramieniem.
- Dlaczego nie nalegałeś, żebym powiedziała ci to wcześniej?
- Do miłości nie da się zmusić. To nie jest słowo, którym szasta się na prawo i lewo.
Pocałował mnie w czoło.
- Skąd znasz tę dziewczynę, Heather?
Wziął głęboki wdech. Potarł dłonią o skórę twarzy.
- Byłem z nią. Niedługo.
- To znaczy?
- To znaczy dwa miesiące.
- Nie wiedziałam, że podobają ci się takie dziewczyny.
- Bo nie podobają.
- Tak, to wszystko wyjaśnia... - mruknęłam ironicznie.
- Posłuchaj, byłem z nią, bo musiałem. Taki był plan. Casper chciał, żebyś zobaczyła nas razem i poczuła się zazdrosna. Najpierw miałem cię w sobie rozkochać, a później zranić, ale coś stanęło na przeszkodzie.
- Co?
- Zakochałem się w tobie. Skończyłem z Heather. Ostatni raz widziałem ją przed stolarnią na Paterson Plank Road. Była ubrana cała na czarno, akurat wchodziła do zakładu.
- A czy ona wiedziała, że jest częścią tego planu?
- Nie, nie wiedziała.
- Ale mogła się dowiedzieć.
- Nie podejrzewałbym ją o to. Na prawdę, nie masz być o co zazdrosna.
- Nie jestem - odparłam z oburzeniem.
- Oczywiście - zaśmiał się cicho.
Położyłam się na jego kolanach. Prowadził dłoń po moich włosach poplątanych przez wiatr.
Sprawiał, że nie bałam się jutra i wieczorem mogłam spokojnie zasnąć. Pierwszy raz od dawna, wszystko zaczęło się układać.
Był wieczór.
Kilkanaście minut po próbie generalnej.
Wszyscy aktorzy opuścili szkołę.
Zostałam tylko ja i Casper. Mieliśmy przećwiczyć scenę, w której wyznaję Aresowi miłość. Zdaniem Tulleya była za mało wiarygodna, a sam nie miał już siły, żeby po raz setny powtarzać to samo.
Za każdym razem kiedy na niego patrzyłam, przed oczami pojawiała się scena z klubowego pokoju.
- Nie dam rady... - westchnęłam ciężko.
- Wiesz w czym tkwi problem, Shelley? Tak na prawdę nie masz pojęcia, czym jest miłość.
- Więc, proszę. Wytłumacz mi - zadarłam głowę do góry.
- Miłość to pasja, pożądanie, oddanie - podszedł do mnie. Stałam nieruchomo. Chłopak krążąc przy mnie, szeptem, wymieniał dalej. - Miłość to przygoda, niebezpieczeństwo, magia. Jak osoba, która nigdy tego nie doświadczyła, ma grać zakochaną?
- To, o czym mówisz nie ma sensu.
- Nikt nie powiedział, że miłość ma sens.
- Jesteś dupkiem.
- Sam do końca nie potrafię stwierdzić, czy jesteś na tyle głupia, czy odważna, żeby kogoś takiego jak ja, nazywać dupkiem.
Uniósł moją dłoń. Splótł nasze palce ze sobą.
- Wiem, że ciągle starasz się słuchać głosu rozsądku, ale czy nie warto chociaż na chwilę, zapomnieć o wszystkim? Powinnaś robić więcej rzeczy, które sprawiają ci przyjemność. Przestań tyle myśleć, to nie wychodzi ci na dobre.
- Co z tego, że przez chwilę będę mogła być na prawdę szczęśliwa, skoro później będę żałowała tego do końca życia?
Musnął delikatnie moją szyję.
- Wiesz, Shelley... Trzymasz się na bardzo krótkiej smyczy. Uważaj, bo wkrótce możesz się udusić.
Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek. Za każdym razem, całował tak natarczywie, nachalnie, a jednocześnie gorąco i namiętnie. Może właśnie dlatego, nie potrafiłam się mu oprzeć.
Wzięłam głęboki wdech, odepchnęłam go od siebie.
- Dlaczego za każdym razem, kiedy jest dobrze, przychodzisz nagle i wszystko niszczysz? - moje oczy zaszły łzami.
- Bo sprawiasz, że nie potrafię poradzić sobie bez twojego oddechu, bez twojego waniliowego zapachu i dotyku twojej delikatnej skóry.
- Właśnie o to mi chodzi. Kieruje tobą pożądanie. Pożądanie to nie miłość, Casper - przez zaciśnięte gardło przełknęłam ślinę.
Mocno przygryzłam język.
- Bzdura! Przyjaźń to też nie miłość, a mimo to, jesteś z Harrym. Cóż za ironia losu...
- Miłość opiera się na przyjaźni. Skoro mnie kochasz, to odejdź. Nie mogę poradzić sobie z uczuciami, kiedy jesteś blisko.
- Gdybyś naprawdę kochała Harrego, nie widziałabyś świata poza nim, nie przeszkadzałbym ci.
- I po co to robisz?! Chcesz nas rozdzielić, a później odejść? Nadal realizujesz swój pokręcony plan?! - wykrzyczałam.
Uderzyłam go w policzek.
- Nie chcę cię krzywdzić! Posłuchaj mnie teraz, proszę. Posłuchaj mnie ostatni raz - oddychał spazmatycznie, trzymając kurczowo moją bluzkę. - Po premierze spektaklu odejdę, jeśli tego faktycznie chcesz, ale cokolwiek się wydarzy, pamiętaj Sydney, że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Tak ważną, że nawet mnie to przeraża.
Musnął moje wargi.
- Do widzenia, Casper - wyszeptałam drżącym głosem.
Zatrzymał mnie jeszcze na moment.
- Pamiętaj, Shelley, że nie masz wpływu na to co czujesz. Masz wpływ na to co zrobisz.
Moje ciało obeszła fala dreszczy.
Odszedł stąpając twardo. Stukot jego podeszwy roznosił się echem po całej auli.
Kiedy już myślisz, że zaśniesz spokojnie, przychodzi taki i wszystko niszczy...
***
- Mam nadzieję, że to coś ważnego - mruknąłem.
- Powiedziałeś jej coś? - po drugiej stronie zabrzmiał chrypliwy głos Harrego.
- Ah tak! To ty... Mogłem się domyślić. Spokojnie, nic jej nie powiem. Wkrótce wyjeżdżam. Będziesz mógł ją okłamywać do woli.
- To dobrze...
- Powiem ci to raz, ale mam nadzieję, że nie będę musiał się powtarzać. Jesteś szczeniakiem. Nie potrafisz pojąć, że Sydney jest dorosła i ma prawo wiedzieć, ma prawo podejmować własne decyzje. Nie wyjawiłem jej prawdy tylko dlatego, że straciłaby do ciebie zaufanie, a w tym momencie jesteś jedyną bezpieczną rzeczą w jej życiu. Jeżeli kiedykolwiek ją zranisz, znajdę cię i zabiję. Obiecuję.
- Tylko kłamstwo może ją chronić.
- Kiedyś się dowie, a prawda cię zniszczy. Boisz się prawdy, przyznaj! - warknąłem.
- Nie chcę jej stracić.
- Nie stracisz. Ona jest warta poznania prawdy i jeszcze jedno... Opiekuj się nią - dodałem łagodniejszym tonem, po czym rozłączyłem się.
Spojrzałem w zaparowaną taflę lustra. Wziąłem głęboki wdech. Zamaszystym ruchem zrzuciłem wszystkie płyny, szampony, mydła z szafki. Z hukiem upadły na ziemię.
Przejechałem językiem po zębach. Przeczesałem palcami mokre włosy.
Sydney nie była jak reszta dziewczyn, która zrobiłaby wszystko, żeby wylądować ze mną w łóżku. Jej charakter był schowany w delikatnym, kruchym, na pozór niewinnym ciele.
- Ta cała miłość, jest do chrzanu - mruknąłem pod nosem, po czym wróciłem pod prysznic.
______________________________________________
Rozdział pojawił się wyjątkowo szybko... Chyba ze względu na ilość komentarzy, wiadomości jakimi mnie obsypałyście.
Cieszę się, że historia Sydney Wam się podoba :) Mam mnóstwo pomysłów, tylko brak czasu na ich zrealizowanie. Będę pisała dalej, nieważne dla ilu czytelniczek. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną. Dziękuję za wszystko. Czekam na komentarze... ;) Kto wie, może następny rozdział pojawi się równie szybko, a w nim rozwiązanie kolejnej zagadki.
Jeżeli macie taką możliwość, dodawajcie do obserwowanych i proszę o polecanie.
Miewam wzloty i upadki, ale mimo to, jesteście ze mną i dziękuję za wszystko!
Pozdrawiam, Ameliaxoxo